Europejski Fundusz Społeczny Unia Europejska

 

Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych

 

 

 

 
"Czerpać życie pełnymi garściami" - bycie niepełnosprawnym nie oznacza odizolowania od społeczeństwa | Drukuj |
Bycie niepełnosprawnym nie oznacza całkowitego odizolowania od społeczeństwa. Świadczy o tym przykład 28-letniej Bernadety Kut ze Strzyżowa
 
„W zdrowym ciele zdrowy duch” - głosi mądrość ludowa. Jednak niejednokrotnie zdarza się, że natura okrutnie obchodzi się z ludźmi, kalecząc ich ciało. Wtedy też człowiek upada na duchu. Popada w smutek, zamyka się w sobie i we własnym domu. Tymczasem są wśród nas osoby, które bez względu na koleje losu potrafią czerpać życie pełnymi garściami. - Przyjechałem do szpitala odwiedzić żonę i nowonarodzoną córkę - wspomina Jerzy Kut ze Strzyżowa. - Na korytarzu w rozmowach innych pacjentek usłyszałem, że urodziło się niepełnosprawne dziecko. Podobno miało niewykształcone kończyny. Wtedy nie przejąłem się tym faktem. Do czasu, aż się zobaczyłem z żoną…
Całkowite załamanie
Bernadeta Kut urodziła się z niewykształconymi kończynami - jedną nogą oraz obydwoma dłońmi. - Gdy dowiedziałem, że to moją córeczkę spotkał tak straszny los, byłem załamany. Świat zawalił się w jednej chwili - wspomina ze smutkiem Jerzy Kut. - Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Jak żyć… zadawałem sobie tylko jedno pytanie: „dlaczego akurat mnie to się przytrafiło”. Rozmowa z ordynatorem też nie wiele wniosła. Prawdopodobnie przyczyną niepełnosprawności Bernadki była poważna choroba żony wywołująca nieodwracalne zmiany płodu. Widocznie lekarz opiekujący się nią w czasie ciąży o tym nie wiedział, albo wiedział i nie powiedział - dodaje z żalem.
Praca za granicą
Państwo Kutowie długo nie mogli otrząsnąć się z tragedii. Ich córeczka potrzebowała specjalistycznej opieki i częstych wyjazdów do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Jerzy Kut musiał pracować dzień i noc, żeby zapewnić rodzinie to, co najpotrzebniejsze. Gdy nastał stan wojenny, Bernadka miała dwa lata. Jej ojciec, technik elektryk z zawodu, wyjechał na kilkumiesięczny kontrakt do Libii. - Po powrocie większość moich kolegów stawiało domy - mówi Jerzy Kut. - Miałem inne, ważniejsze wydatki. Częste wizyty u lekarzy w Warszawie były kosztowne. Później doszły jeszcze wyjazdy do Krakowa, gdzie wykonywano protezę nogi. Miała ona pomoc w prawidłowym rozwoju Bernadki. Po jakimś czasie udało się uzbierać też na „malucha”, żeby nie męczyć dziecko podróżami w pociągach. Zwłaszcza, że potrzebowała corocznej zmiany protezy. Gdy Bernadeta miała 8 lat na świat przyszła jej siostra Monika. Ojcu samemu trudno było utrzymać rodzinę z jednaj pensji. Był zmuszony znów wyjechać za granicę. Tym razem do Stanów Zjednoczonych. Spędził tam trzy lata.
Mocny charakter
Od małego Bernadeta miała silny charakter. - Rówieśnicy nie dokuczali mi ani w szkole, ani na podwórku - wspomina. - Gdy ktoś mówił coś przykrego, nie brałam tego do głowy. Czasami szłam po cichu wypłakać się na stronę. Starałam zachowywać się tak jakby nic się nie stało.
Mama trzymała Bernadkę pod kloszem, którą często w domu wyręczała jej młodsza siostra Monika. Tymczasem ojciec był innego zdania. Nalegał, aby starsza córka brała czynny udział w życiu domowym. I próbowała naśladować je po swojemu. - Zawsze powtarzał, że jak będę się uczyła, bez względu na wszystko, to osiągnę sukces. Jestem wdzięczna ojcu za tę naukę, ponieważ dzięki temu jestem samodzielna i niezależna - podkreśla Bernadeta.
Studia za wszelką cenę
Po maturze Bernadka zdecydowanie postanowiła pójść na studia. Wybrała pedagogikę na Uniwersytecie Rzeszowskim. W tym samym czasie w jej życiu pojawił się Darek. I choć z widzenia znali się od dawna, zbliżyła ich przeprowadzka rodziców Bernadety ze Strzyżowa do Dobrzechowa. Z czasem zaczęli coraz więcej czasu spędzać ze sobą. Najczęściej w chwilach, gdy Bernadka miała dni wolne od nauki.
Okres studiów wspomina bardzo miło. - Moi koledzy i koleżanki poświęcali mi dużo uwagi. Pod koniec studiów, gdy przyszła pora na zmianę kolejnej protezy, zorganizowali również specjalną zbiórkę pieniędzy na ten cel - podkreśla.
Bernadeta i Dariusz pobrali się dokładnie w piątą rocznicę swego pierwszego spotkania - 11 września. Wszystko wydawało się wówczas możliwe…
Czynna zawodowo
Prawdziwe problemy zaczęły się zaraz po studiach. - Nie chciałam siedzieć bezczynnie. Marzyłam o pracy - mówi Bernadka. - Wiedziałam, że jest sporo programów ułatwiających niepełnosprawnym znalezienie zatrudniania, a pracodawca otrzyma ulgi z tego tytułu. Mimo to, nikt nie chciał mnie zatrudnić. Nie poddawałam się. Wytrwale chodziłam po urzędach i instytucjach. Jednym słowem, gdy wyrzucano mnie drzwiami, wchodziłam oknem. Zdecydowanie obrałam sobie za cel, że nie będę siedziała w domu bezczynnie oczekując na łaskę losu - dodaje z uśmiechem. Uporczywość została wynagrodzona. Zapał do pracy młodej kobiety został wreszcie zauważony. Od września ubiegłego roku Bernadeta Kut pracuje w świetlicy Zespołu Szkół w Dobrzechowie na stanowisku nauczyciela-pedagoga szkolnego. Udziela również lekcji indywidualnych dwóm niepełnosprawnym chłopcom z terenu gminy.
Życie pełne radości
- Jestem szczęśliwa - wyznaje z uśmiechem Bernadeta. Mimo to, że okrutny los jej nie rozpieszcza, prowadzi aktywny tryb życia. Kilka lat temu zdobyła prawo jazdy. Pewnie czuje się za kierownicą. W wolnych chwilach lubi oglądać rywalizacje sportowe, zwłaszcza osób niepełnosprawnych. Szczególnie pasjonują ją zmagania koszykarzy na wózkach inwalidzkich. Dużo podróżuje z mężem. Lubi czytać literaturę piękną oraz taką, która podnosi jej kwalifikacje zawodowe.

Źródło: Artykuł pochodzi ze strony www.strzyzow.pl
 
gości: 606448
Biuro projektu:
Urząd Miasta Rzeszowa, Plac Ofiar Getta 7 pok. 2, 35-002 Rzeszów, tel./fax 017 875 45 79, tel. (017) 875 45 80
e-mail: biuro_on@erzeszow.pl