Rzeszowianin w NBA dla wózkarzy |
| Drukuj |
|
Duże pieniądze, niemała widownia, na parkiecie zawodnicy z całego świata - tak wygląda włoska liga koszykarzy na wózkach. Tomasz Czarnek, były trener Startu Rzeszów, przez kilka miesięcy był na stażu na Półwyspie Apenińskim.
Rzeszowianin pracował jako jeden z asystentów trenera ekipy Santo Stefano Potro Potenza, z niewielkiego miasta nad Adriatykiem. Drużyna ta po sześciu kolejkach jest wiceliderem tabeli.
- Klub znalazł sponsora w postaci grupy banków i wzmocnił zespół. Drużyna celuje w medal - opowiada Czarnek, który był odpowiedzialny za ćwiczenia nad techniką indywidualną. -
Głównym coachem jest tam Australijczyk; facet o dużej wiedzy, perfekcjonista, a przy tym ciekawy spojrzenia innych na sport. Chętnie słuchał, co mam do powiedzenia. Świetnie się nam współpracowało. Wiele na tym skorzystałem i ma nadzieję to wykorzystać w kadrze - mówi Czarnek, na co dzień trener reprezentacji Polski.
Jednym z ważniejszych graczy Santo Stefano jest Mateusz Filipski, do niedawna gwiazda rzeszowskiej ekipy, czwarty sportowiec ubiegłorocznego plebiscytu Nowin.
- Mateusz nie ma lekko, bo drużyna jest naszpikowana świetnymi koszykarzami z całego świata. W takim towarzystwie na pewno jednak skorzysta sportowo - mówi trener. - Dodam, że zakontraktowano tam innego byłego gracza Startu, Marcina Wróbla. Chłopak robi błyskawiczne postępy, już wygryzł z podstawowej piątki solidnego Hiszpana.
Drużyny w lidze włoskiej obracają się w kompletnie innej rzeczywistości finansowej, niż ma to miejsce w Polsce.
- Budżet Santo Stefano oceniam na 250 tysięcy euro. Dobry zawodnik zarabia dwa i pół tysiąca miesięcznie - wylicza Czarnek. - W tej sytuacji można ściągać koszykarzy z całego świata. Śmialiśmy się z innymi Polakami, że to takie NBA na wózkach. W Santo Stefano jest Australijczyk, zawodnicy z RPA, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii. Na treningu walczy się, jak na meczu.
- Konferencja prasowa przed inauguracją rozgrywek wyglądała jak w jakimś Realu Madryt! Było z pięć stacji telewizyjnych, sponsorzy, prezesi - mówi rzeszowski trener, który nie wyklucza, że za kilka miesięcy wróci do Włoch.
- Robię sobie krótką przerwę. Jestem siedem lat na walizkach, muszę odsapnąć. W lutym mam zgrupowanie kadry, a w tym roku są mistrzostwa Europy - przypomina Czarnek. - Liczę, że zagraniczne doświadczenie naszych graczy zaowocuje na tej imprezie. Jest się o co bić: piąte miejsce da awans do igrzysk. Nie ukrywam, marzy mi się ten Pekin.
Źródło: Gazeta Codzienna „Nowiny”, Artykuł z 18 stycznia 2007 r.
|